Służba zdrowia mnie „leczy”

 

Jak wszyscy doskonale wiemy, NFZ dba o to, żeby lekarze nie byli bez pracy, tzn. na dany rok kontraktują określoną ilość pacjentów. Wiadomo – gdybyśmy w tym roku wyleczyli wszystkich, to może nie starczyć chorych na przyszły! A i firmy farmaceutyczne mogłyby wyczuć zwiększony popyt na leki i podwyższyć ich ceny! To wierutna ściema, że chodzi o brak pieniędzy w Funduszu – to wszystko w trosce dobro pacjentów i lekarzy!

Ale zaciekawiło mnie też, że kontraktowane są również określone choroby – tzn. lekarz może się zajmować jedną odmianą choroby, ale inną już nie. Zapewne w celu ograniczenia monopolu danych jednostek służby zdrowia, bo by inne nie miały pacjentów. Jak wyszły na jaw te praktyki?

Dostałem od ortopedy skierowanie na rehabilitację z powodu Skoliozy kręgosłupa. Udałem się więc do najbliższej przychodni i w recepcji zapisałem się na najbliższą możliwą konsultację z lekarzem. Cudownym trafem, udało się znaleźć jakieś opuszczone miejsce już w przyszłym miesiącu (normalnie czeka się minimum dwa). Pielęgniarka długo wczytywała się skierowanie, dobierała odpowiedniego lekarza, w końcu jeszcze dopisała dla przypomnienia datę wizyty.

Minął radośnie miesiąc, udaję się na wizytę. Na szybie rejestracji wielka kartka „REHABILIACJA – Dr Jakaśtam – pokój 42.” Dobra, idziemy. Na miejscu okazuje się, że czeka kilka miłych starszych pań, które mają wpisaną wizytę na tę samą godzinę – wszystkie cztery miały wejść do gabinetu równo o 12:00. Jak to dobrze, że ja miałem dopiero na 12:15, mogły się spokojnie poprzepychać.

Gdy wchodzę do gabinetu, pokazuję skierowanie z godziną… A pani doktor patrzy dziwnie – „Hm… ja przyjmuje o pełnych godzinach… Chyba pan nie do mnie przyszedł, proszę iść do pokoju 19.”. Super… Podziękowałem i udałem się znów do rejestracji w celu potwierdzenia tamtej diagnozy i dopytania się, gdzie ów tajemniczy pokój 19 się mieści.

Pani w rejestracji przywitała mnie entuzjastycznym okrzykiem „No przecież ile razy można mówić, żeby przed wizytą tu przyjść i się dowiedzieć gdzie kto do którego lekarza ma być! Tysiąc razy można powtarzać! (bla bla bla) No jasne, że pan jest do innego wpisany! Pod 19! Tam, na końcu korytarza!”. Grzecznie podziękowawszy, udałem się we wskazane miejsce, doskonale oznaczone oczywiście – koło szatni małe przejście, do dalszej części przychodni.

Przychodzę, patrzę na zegarek: 12:17… No super, teraz to w życiu się nie wcisnę… Ale na szczęście miła pani, która czekała przed wejściem powiedziała, że ona miała wyznaczoną wizytę na 12:00 i wciąż czeka. Oprócz tego przed gabinetem było pełno innych miłych osób, ustawionych w kolejce z najróżniejszych powodów – „Syn skończył rehabilitację i musi mieć kontrolę! Nie, nie mam godziny wyznaczonej, ale siedze tu od 15minut i nie przepuszczę!”, „To ja tylko wejdę się spytać czy doktor przyjmie mojego synka, jak przyjmie, to będę za panem w kolejce, jak nie, to nie będę, hi hi hi”. Zdarzały się też miłe starsze panie, które nie bacząc na nic, wlatywały na poczekalnię z prędkością F16 i bezpośrednio się wbijały do gabinetu.

12:42, udało mi się wejść. Dzień dobry, nazwisko Topa, mam skierowanie na rehabilitację, tu mam rentgen… – standardowe wejście smoka. Lekarz od niechcenia bierze skierowanie, czyta… „Ale to chyba nie u mnie…” – eee, zaraz zaraz – z poprzedniego gabinetu też mnie wywalili, ilu fizykoterapeutów może być w małej przychodni? „To jest skrzywienie kręgosłupa, a ja nie mam podpisanego kontraktu na ten rodzaj skrzywień. Fundusz mi potem nie rozliczy tej rehabilitacji. Dużo ruchu, ćwiczenia, basen i będzie lepiej. Proszę się zgłosić do innej przychodzni, następny!”

Czyli podsumowując: człowiek idzie najpierw do rejestracji, tam studiują jego skierowanie i przypisują go do odpowiedniego lekarza. Czeka później miesiąc, odsiaduje godzinę w samo południe w dusznej poczekalni, żeby się dowiedzieć, że skrzywił się nie w tym miejscu co trzeba i w zasadzie, to tylko zajął 1,5minuty cennego lekarskiego czasu, bo tutaj takich krzywusów nie obsługują? Nie mogła mi tego kobieta miesiąc wcześniej powiedzieć w rejestracji?

Tofik, nie wydurniaj się! Idź normalnie!

Wpis opublikowany 16 września 2005
Tagi: , , , , ,
Kategorie: Bez kategorii

Zobacz również:

Komentarze do wpisu "Służba zdrowia mnie „leczy”"

Robisz zakupy w internecie?
Pomagaj ZA DARMO przy okazji
4000 organizacji społecznych i ponad 1000 sklepów